Bośnia

podróż, która zmieniła moje życie

Wakacje ’99 zapowiadały się bardzo niewinnie. Nikt z nas nie przypuszczał, że zmienią nasze życie. Wraz z kilkoma przyjaciółmi planowaliśmy podróż do Grecji przez Węgry (Rainbow i 100% zaćmienie słońca) i kilka innych krajów. Przez przypadek znaleźliśmy się w Bośni – w Sarajewie. Nie bardzo wiedzieliśmy co nas tam spotka. Już na granicy

poczuliśmy się dziwnie. Wraz z końcem Chorwacji kończyła się też droga. Po drugiej stronie rzeki było wycięte pasmo kukurydzy a pomiędzy kolbami pojawił się nam przed oczami norweski czołg. Kiedy pytaliśmy napotkanych ludzi o drogę do Sarajewa, żegnali się. Widok pierwszego domu zmroził nas. Paliło się w nim tylko jedno światło, reszta domu była zbombardowana. Pierwszą osobą spotkaną w Sarajewie był 10-letni chłopiec. Po krótkiej rozmowie okazało się, że śpi w piwnicach zbombardowanego domu i jest zupełnie sam. Ojciec zginął podczas działań wojennych a mamę, babcię i rodzeństwo zabiła bomba, która spadła na ich dom. Łzy same napływały nam do oczu. Pierwszą noc spędziliśmy na dziko. Rozbiliśmy namiot na brzegu jakiegoś pola. Później okazało się że to pole minowe.

Drugiego dnia naszego pobytu w Sarajewie poznaliśmy Tima Clancy’ego - pracownika amerykańskiej organizacji Save the Children, działającej na Bałkanach. Jest to organizacja, której celem jest pomoc ludności cywilnej podczas działań wojennych, odbudowa życia po wojnie oraz wyciąganie dzieci z traumy wojennej. Tim zaprosił nas i ugościł w swoim domu w górach. Ten

niezwykły człowiek w wieku dwudziestu kilku lat postanowił pojechać na wojnę do Bośni, żeby pomagać dzieciom. Spędziliśmy z nim trzy dni. Przez ten czas zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Tim opowiedział nam wiele historii o tej okrutnej bratobójczej wojnie, na którą przyjechali żołnierze z innych krajów, żeby się świetnie bawić się a nie pomagać. Niestety po takim krótkim czasie musieliśmy się rozstać, Tim wyjeżdżał do Kosowa. Powiedział nam, że koniecznie musimy pojechać do Mostaru, bo to jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Trochę obawialiśmy się noclegu na kolejnym polu minowym więc Tim napisał list do Majki. Pojechaliśmy tam, znaleźliśmy ulicę, dom i Bahrę. Jej córka przeczytała list i powiedziała: „przyjaciele Tima są naszymi przyjaciółmi”. I choć biednie i smutno, ugościły nas tak, że chciało nam się płakać z „miłości” jaką nas obdarzyły. Po tej wizycie Bahra stała się także moją drugą „Majką” (po bośniacku mama). To niezwykła kobieta, która podczas wojny pomagała i walczyła o ludzi. Wciąż pomaga mimo, że wojna zabrała jej część rodziny. Straciła też oko, które nadal potwornie ją boli. Ogromne serce, ciepło i poczucie humoru mimo sytuacji to niezwykłość i siła tych ludzi. Wszyscy mieliśmy nieodpartą potrzebę, żeby coś im dać. Nie mieliśmy nic polskiego a kupować tam coś dla nich, też nie miało sensu. Postanowiliśmy więc zagrać krótkie przedstawienie dla d

zieci z osiedla przesiedleńców. Zebrało się około 40 dzieci. Najpierw śmiały się z nas, bo byliśmy kolorowo ubrani i pomalowani. Potem wciągnęły się w historię. Dzieci, które do nas przyszły, to dzieci które naprawdę przeżyły wojnę. Widziały śmierć, gwałt i przemoc. Były świadkami krwawych mordów, często własnych rodziców. Wojna sprawiła, że ich oczy stały się puste, a serca przepełniły się obojętnością. Grając dla nich początkowo czuliśmy chłód i dystans, ale kiedy dostrzegliśmy w ich oczach iskierkę radości, była to dla nas najpiękniejsza nagroda na świecie. Dzieci się uśmiechały a rodzice mieli łzy w oczach. Dziękowali, że choć na chwilę mogli zapomnieć o otaczającej okrutnej rzeczywistości. „Zakochaliśmy” się w tych ludziach i jednogłośnie postanowiliśmy, że musimy tam wrócić.

Tak też

się stało. Stworzyliśmy projekt „Smiling Sosso” i na przełomie wieku ponownie znaleźliśmy się w Bośni i Hercegowinie na zaproszenie organizacji „Save the Children”. W trakcie naszego dwutygodniowego pobytu zagraliśmy dla około 600 dzieci z obozów dla uchodźców na terenie Bośni. Druga wizyta jeszcze bardziej uświadomiła nam, jak bardzo te dzieci potrzebują inności, odmiany, zapomnienia, kontaktu z ludźmi, zabawy i beztroski, a także, że chcemy oddać im całe nasze ciepło, przyjaźń i radość, jaką w sobie mamy. Dwa lata później udało nam się także odwiedzić obozy dla uchodźców w Serbii.

Bośnia to przepiękny kraj, który zamieszkują cudowni ludzie. Sarajewo zaś jest jednym z dwóch miast na świecie, do którego mimo, że byłam już kilka razy, zawsze mogę wracać. Poza ludźmi, ma niezwykły klimat, są tam wszystkie religie świata, obok meczetu stoi synagoga a tuż przy niej kościół prawosławny. Poza tym Sarajewo leży w dolinie

otoczonej czterowarstwowymi górami. Po wejściu na jedną z nich widok zapiera dech w piersiach. Podobnie Mostar. Nazwa miasta oznacza stary (XVI wiek) most, który osławił miasto na świecie. Podczas wojny tak jak i całe miasto został zbombardowany. Mimo gruzów i łusek znajdowanych w krawężnikach, które podziurawiły budynki na wylot, widać jego niezniszczalne piękno.

Bibianna Chimiak


 
Nasi Partnerzy Amani Kibera Instytut Globalnej Odpowiedzialności Counter Balance Polska Akcja Humanitarna Grupa Zagranica Bankwatch Network Polska Zielona Sieć