Konferencja klimatyczna ONZ - wyniki

- W 2010 r. ponad 50 mln ludzi będzie musiało uciekać z miejsca, gdzie mieszka, tylko z powodu zmiany klimatu - ostrzegał wczoraj podczas klimatycznego szczytu na Bali Yvo de Boer z ONZ.

- Susze, pustynnienie, walka o wodę i energię - to wszystko może doprowadzić do napięć etnicznych i wojen. Dlatego musimy powstrzymać globalne ocieplenie - mówił de Boer, szef agencji klimatycznej ONZ, która organizuje konferencję na Bali.

Państwa, które dyskutują w 30-stopniowym upale o tym, jak poradzić sobie z globalnym ociepleniem, walczą nie tylko o ocalenie topniejących lodowców i polarnych niedźwiedzi. Klimatyczne negocjacje to bitwa o rozwój - w jakich warunkach będą mogły rosnąć państwa zamożne, ubogie i rozwijające się. - To równie ważny aspekt jak kwestie środowiskowe - mówił de Boer.

Po pierwsze, zmiany klimatyczne wpłyną na los krajów najniżej położonych. Dziś nie tylko wyspiarskie państewka, takie jak Malediwy, domagają się, by powstrzymać podnoszenie poziomu mórz. To wielkie zagrożenie także dla tempa rozwoju ubogich, ale ludnych krajów, jak Bangladesz, co roku dewastowanego przez powodzie i cyklony. Czerwony Krzyż alarmuje, że z powodu ocieplenia klimatu w tym roku było już ponad 400 katastrof - dwa razy więcej niż w roku 1990! Każdy cyklon czy powódź to nie tylko miliony bezdomnych, ale przede wszystkim cios w gospodarkę.

Po drugie, targi o to, kto i o ile zmniejszy emisję gazów cieplarnianych, to w rzeczywistości ustalanie, które państwa będą musiały najszybciej ograniczyć zużycie ropy czy gazu i przestawić się na czyste, droższe technologie. To potężne koszty dla firm i zmniejszenie zysków sektorów paliwowego czy motoryzacyjnego. Każdy punkt procentowy obniżenia emisji oznacza miliardy dolarów, które trzeba wydać na ochronę środowiska.

Dlatego na Bali ministrowie z blisko 190 państw mają postanowić, jak będzie wyglądała walka z globalnym ociepleniem. Do piątku naszkicują plan negocjacji nowego traktatu klimatycznego. Ten poprzedni z Kioto wygasa w 2012 r. Nowa umowa może powstać do końca 2009 r.

Czwartek i piątek będą kluczowe. Ministrowie zdecydują, czy negocjując nowy traktat klimatyczny, będą rozmawiać już o konkretnej redukcji emisji gazów (aż o 25-40 proc. do 2020 r.), czy nie. Pierwszą opcję popierają UE i część państw rozwijających się, drugą - USA, Kanada i Japonia.

- Niepotrzebny nam papier, w którym zapiszemy "OK, spotkamy się za rok i podyskutujemy". Jak możemy ustalić treść traktatu bez konkretnych liczb? - pytał w środę Sigmar Gabriel, niemiecki minister ochrony środowiska.

Podsekretarz stanu USA Paula Dobriansky ripostowała: nie chcemy wpisywać liczb, by nie przesądzać wyników negocjacji. Amerykanie czy Japończycy nie chcą konkretów, bo jeśli raz obiecają redukcję, to nie będą się mogły z tego wycofać.

Amerykanie są jednak na Bali w defensywie. Żądają, by regulacjom klimatycznym w równym stopniu jak bogaci zostały poddane też państwa rozwijające się. Przede wszystkim te, które trują najbardziej, czyli Chiny i Indie. - Inaczej ochrona środowiska będzie fikcją - mówią negocjatorzy z USA.

Chiny są kluczowe w walce z efektem cieplarnianym. Tuż przed Bali Międzynarodowa Agencja Energii ogłosiła, że prześcigną one USA pod względem emisji dwutlenku węgla nie w 2010 r., ale... już w tym roku!

Na mocy protokołu z Kioto państwa zamożne muszą zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych; państwa rozwijające się - jak Chiny czy Indie - nie podlegają takim ograniczeniom. Kiedy negocjowano dokument, jeszcze nie zaliczały się do pierwszej ligi globalnych trucicieli i nie miały pieniędzy na "czyste" technologie.

Chińczycy, którzy mieli na Bali zebrać baty za nieodpowiedzialny rozwój gospodarki, radzą sobie jednak nadspodziewanie dobrze. Chwalą ich ekolodzy, ONZ i UE. Za co? Mówią to, co Zachód chce usłyszeć. Przestały twierdzić, że ocieplenie to tylko problem bogatych, ale przypominają, że priorytetem Chin jest rozwój i walka z biedą oraz że w przeliczeniu na głowę mieszkańca ich emisje są nadal niewielkie.

Chiny deklarują też ograniczenie energochłonności gospodarki. To konieczne, bo żeby wyprodukować cokolwiek w chińskiej fabryce, trzeba dziś zużyć ponad 68 razy więcej energii niż w przypadku tego samego produktu powstającego w Japonii! Chcą tego dokonać, modernizując i importując technologie. Do 2010 r. zużycie energii w Chinach ma spaść o 20 proc., zamknięte mają być najbrudniejsze elektrociepłownie.

Zachód chce w to wierzyć, bo zakłada, że w kraju rządzonym żelazną ręką za słowami pójdą czyny.

Źródło: Kuźmicz M., Kruczkowska M., Konferencja klimatyczna na Bali: Ostra walka o rozwój, Gazeta Wyborcza, 13.12.2007

Dokumenty wypracowane podczas Konferencji można znaleźć na stronie: http://unfccc.int/meetings/cop_13/items/4049.php

Dokumenty do pobrania:


 
Nasi Partnerzy Amani Kibera Instytut Globalnej Odpowiedzialności Counter Balance Polska Akcja Humanitarna Grupa Zagranica Bankwatch Network Polska Zielona Sieć