Dlaczego milion koszulek nie uratował Afryki?

Myśląc o pomocy i tych, którzy jej potrzebują, łatwo popaść w pułapkę stereotypów. Z pozycji tego, który pomaga, czasem można poczuć się zbyt dobrze i pomyśleć, że wiemy lepiej czego potrzebuje drugi człowiek. Nie pytamy go, nie pozwalamy decydować, nie traktujemy jako partnera. Trzeba bardzo uważać, żeby nie zmarnować okazji i naprawdę pomóc, a nie zaszkodzić. Dlatego chcemy mówić o tym, jak nie powinna wyglądać pomoc rozwojowa.
Dzisiaj weźmiemy na warsztat pomysł z wysyłką do Afryki rzeczy, które są stare i nikomu nie potrzebne. A mówiąc "nikomu" mamy na myśli też samych obdarowanych, ale ich nikt nie pytał.
Milion zużytych koszulek dla Afryki
W anglojęzycznych kręgach osób zajmujących się pomocą rozwojową znany jest skrót SWEDOW, czyli z angielskiego stuff we don’t want, a po polsku: rzeczy, których nie chcemy. To idealne określenie inicjatywy Jasona Sadlera o nazwie „1 milion koszulek dla Afryki”.
Sadler nigdy co prawda nie był w Afryce i nigdy nie współpracował z organizacją pomocową ani nie interesował się działaniami służącymi rozwojowi krajów Globalnego Południa. Miał jednak wielkie pragnienie działania i niesienia pomocy. Dlatego wpadł na pomysł, aby wysłać milion darmowych koszulek do Afryki.
Nie miały to być nowe koszulki. Każdy zainteresowany "pomocą" mógł przesłać swoje, niepotrzebne już, koszulki. Jak tłumaczył Sadler, ludzie w Afryce często chodzą w zniszczonym ubraniu lub nie mają w ogóle koszulek, a my w szafach mamy ich za dużo.
W ciągu kilku tygodni Jason Sadler znalazł się pod ostrzałem wszystkich krytyków pomocy w Internecie. Każdy, od kanapowych blogerów po profesjonalnych ekonomistów, życzył aby jego projekt zapadł się pod ziemię. W lipcu 2010 roku Jason poddał się i porzucił swój plan. A gdzieś w Afryce było słychać wyraźne westchnienie ulgi.
Dlaczego ten pomysł był taki zły?
Po pierwsze, jest bardzo wątpliwe, czy koszulki w Afryce są aż tak potrzebne. Praktycznie nie ma tam miejsca, w którym ludzi nie byłoby na nie stać. Pomysł na wysyłanie tam koszulek to klasyczny przypadek kiedy „pomoc” kierowana jest tym, co chcemy oddać, a nie tym, czego potrzeba w danym miejscu. Tylko dlatego, że masz naprawdę duży młotek nie oznacza, że wszędzie na świecie są gwoździe.
Po drugie, zrzucanie miliona darmowych koszulek na Afrykę jest nieefektywne. Koszt ich spakowania, wysyłki i transportu drogą lądową do miejsca przeznaczenia, jest zapewne podobny do kosztu ich produkcji. To jest po prostu marnotrawstwo. Jeśli chcesz obdarować ludzi koszulkami, byłoby znacznie bardziej opłacalne zlecić ich produkcję lokalnie, tworząc impuls do rozwoju lokalnej gospodarki.
Co prowadzi nas do trzeciego punktu krytyki darmowych rzeczy w systemie pomocy. Jeśli ludzie w społeczności docelowej posiadają działający system związany z usługami sprzedaży i naprawy rzeczy, które chcesz przekazać, to zrzucanie na nich wielkiej ilości tych dóbr za darmo jest odpowiednikiem ekonomicznej bomby atomowej. Po co kupować koszulki, kiedy można dostać pięcioletni zapas za darmo? Po co oddawać podarte ubranie do zszycia, kiedy można je po prostu wyrzucić i dostać następne? A w międzyczasie wszyscy, którzy sprzedawali koszulki lub trudnili się krawiectwem, zostaną bez pracy i bez pieniędzy dla siebie i swoich rodzin. Ale będą oczywiście mieć koszulki, bo te są za darmo.
I zanim pomyślicie, że pomysł darmowych koszulek był grzechem niewykształconego marzyciela, wiedzcie, że ta sama logika została powtórzona przez organizację World Vision, która przyjęła 100 tysięcy koszulek NFL i chciała je zrzucić na jakąś biedną, półnagą wioskę w Afryce.
Na podstawie artykułu Richarda Stuparta z serwisu Matador Network, 2012 Źródło: http://matadornetwork.com/change/7-...