Afryka i religia
Mieszkasz w Afryce.
Masz znajomych. Freemana i jego dziewczynę, która prawie się nie odzywa. Fanboya, który chce być lekarzem i codziennie pożera kolejne fragmenty twojej książeczki „Health In Africa”. Blessmana – właściciela domu, w którym mieszkasz. Znasz jeszcze Wisdoma, ale słabo.
Nie możesz się nadziwić ich przezwiskom. Cała wieś wie, kto to jest Fanboy. Nawet stare babcie. Większość z tych przezwisk ma religijne podłoże.
Najwięcej o religii rozmawiasz z Freemanem. On nie może się nadziwić, że nie chodzisz do kościoła. Wy biali przywieźliście nam chrześcijaństwo i kazaliście w to wierzyć, a ty teraz mówisz, że nie chodzisz do kościoła?
Wobec takiej argumentacji czujesz się idiotycznie, ale jeszcze bardziej doskwiera ci, że Freeman przyrównał cię do kolonizatorów - Holendrów, Brytyjczyków, Niemców, którzy wyczyniali straszne rzeczy na tamtych terenach w przeszłości. Nie możesz się oprzeć, żeby nie dodać, że jesteś z Polski. Tej na wschodzie Europy, i jeszcze w latach dziewięćdziesiątych byli w twoim kraju amerykańscy wolontariusze z Korpusu Pokoju. To znaczy biedny kraj. Freeman chyba nie potrzebuje tych wyjaśnień, wcale nie traktuje cię jak Brytyjczyka czy Holendra. Jego porównanie było raczej na poziomie meta.
Nie chcesz wchodzić w ten temat. Raczej grząski, no bo co mógłbyś powiedzieć o kolonializmie ludziom, których babcie z przyzwyczajenia dygają na twój widok mówiąc „good morning madam”.
To bardzo nieprzyjemne, ale starasz się z pokorą przyjmować straszne pamiątki po białych na tym kontynencie.
Dajesz się namówić na mszę. Od dziesiątej wieczorem do szóstej rano. Od razu zastrzegasz, że możesz nie dać rady dotrwać do końca. Freeman zapewnia, że można wyjść kiedy się chce. Ale że nikt nie wychodzi. Kościół nie ma bocznych ścian, tylko dach i ławki, no i bardzo oszczędne instrumentarium. Obok jest drugi kościół, w którym mają lepsze nagłośnienie, więc wasze śpiewy przeplatają się z tymi drugimi.
Czujesz się strasznie zawiedziony, że nie ma gospel. W zasadzie nie wiesz, dlaczego myślałeś, że będzie. Znowu łapiesz się na stereotypie. Niestety nie tylko nie ma gospel, ale na dodatek kobieta przy mikrofonie kompletnie nie umie śpiewać. Jest jej ciężko wydobyć z siebie głos i bardzo fałszuje. Chciałbyś trochę pośpiewać, skupić się i pobyć z tymi ludźmi ale jej głos kompletnie cię wybija.
Zawsze wydawało ci się, że wszyscy czarni mają absolutny słuch i poczucie rytmu. To nieprawda.
Do tego śpiewu dołącza się pastor krzyczący modlitwę do mikrofonu. Wszyscy chodzą po kościele i modlą się na głos. Siedzisz w ławce, ale na szczęście nikomu to nie przeszkadza. Dwie ławki przed tobą stoi sobie w tym hałasie i chaosie dziewczynka, patrzy na ciebie i czaruje uśmiechem. Chyba czuje się tam bezpiecznie, bo w ogóle jej nie przeszkadza, że wszyscy jej bliscy krzyczą rozmodleni. Uśmiechasz się do niej i wydaje ci się, że ten hałas się oddala i dopiero wtedy czujesz, że ogarnia cię spokój.
Może to ta dziewczynka, może jakiś duch tej hałaśliwej wspólnoty, a może ogłuchłeś. Nie myślisz o tym, tylko naprawdę się relaksujesz wpatrując w tę śliczną dziewczynkę.
Oczywiście nie wytrzymujesz długo, mniej więcej po pół godzinie wychodzisz i wracasz do domu. Śpiewy wszystkich kościołów Vakpo słyszysz przez sen do rana.
Następnego dnia idąc główną drogą przez wieś widzisz zbliżającego się do Ciebie z szerokim uśmiechem mężczyznę. Wita cię z głośnym okrzykiem i radośnie potrząsa twoją ręką. Pyta o zdrowie, rozmawiacie chwilę, tylko kompletnie nie wiesz, kim jest i skąd cię zna.
Przypadkowe pogawędki i rozmowy z nieznajomymi są codziennością, do której zdążyłeś się już przyzwyczaić. Polubiłeś to i uważasz, że to jest właśnie normalny sposób funkcjonowania w otoczeniu innych ludzi.
W Polsce ciężko tak sobie pogadać z kimś z nudów, np. w autobusie. Czasem jeszcze emeryci gadają, ale młodzi traktują ich z przymrużeniem oka. Jak ktoś za dużo gada, to coś z nim jest nie tak.
Jak o tym myślisz z perspektywy Vakpo, to wydaje ci się, że tu jest normalnie, a tam – jakaś chora izolacja, która doprowadza ludzi do samobójstw. Ale śmierć w Afryce to zupełnie odrębny temat.
Cały czas toczysz luźną pogawędkę z tym nieznajomym. Ten facet zachowuje się tak, jakby cię znał. A ty go nie znasz. W końcu facet wykrzykuje: „Przychodzisz dzisiaj również na krótką modlitwę?” Ahaaa, zna cię z wczorajszej mszy. „Przyjdź! Ja cię zapraszam osobiście – twój pastor!!!”
No to masz pastora. Już prawie jesteś swój. Nie idziesz na mszę. Nie wiesz dlaczego. Ale nie idziesz.
Komentarze (zapraszamy do dyskusji):
Girihan / 19 lutego 2010
Nie bylem co prawda w Afryce, ale Afryka byla tam gdzie ja - czyli w Belgi, a dokladnie w kosciele Rwandyjskim w Brukseli. Mi akurat udalo sie dotrwac do konca 10-cio godzinnej mszy - taka miala miejsce z okazji Nowego Roku. 10 godzin spiewow, tancow, modlitw. Pastor i wierni wykrzykiwali imie Jezusa. Im glosniej pastor krzyczal tym byl bardziej podziwiany.
Stoicki spokoj i skupienie w modlitiwie - o tym mozna zapomniec w takim kosciele. Tu jest szal, jest zycie.
Zgadzam sie tez, jesli chodzi o kwestie ateizmu - bardzo ciezko wytlumaczyc ludziom z Afryki, ze sie nie wierzy..dla wiekszosci z nich Bog jest calym ich zyciem. Jak wiec odnalezc sie wsrod nich? Trzeba wedlug mnie pojsc na kompromis. Jesli nie wierzysz a chcesz byc z nimi, sprobuj ich wysluchac, ale nie narzucac swojego punktu widzenia.
O kwestiach wiary warto rozmawiac jesli ktos ma "otwarty" umysl, a ludzie gorliwie wierzacy nie zawsze taki maja. Jesli ktos nie ma watpliwosci, ze ma racje niech tak zostanie, ja dyskutuje z ludzmi ktorzy maja watpliwosci - tak jak ja mam - wtedy jestemy na rownym poziomie.
Mimo wszystko z checia odwiedzam ten kosciol przy kazdej okazji jak jestem w Belgii. Ta atmosfera jednej wielkiej rodziny mnie powala. Poczucie wspolnoty, braterstwo i dlugie rozmowy po mszy to glowne cechy kosciola afrykanskiego.
Nie bylem w Afryce, ale czasem Afryka jest tam gdzie ja jestem. Czekam jednak na chwile gdzie bedzie mi dane pojechanie tam i doswiadczenie tego co ty doswiadczasz...
Pozdrawiam
Giri